niedziela, 26 stycznia 2014

Zmiany. Changes. Changements. Změny. Cambios.

Zmiany. Czasem nieuchronne, są wynikiem upływu czasu. Innym razem przychodzą niespodziewanie. Albo też musimy podjąć trudną decyzję, by się dokonały. Dlaczego tak bardzo się ich boimy? Z wygody, strachu przed nieznanym. Bo to, co jest - mimo, że nie zawsze najlepsze, to jednak powtarzalne - daje jakieś poczucie bezpieczeństwa.

Nawet dla mnie, osoby niestałej, może nawet trochę nieprzewidywalnej, bojącej się rutyny i nudy, zmiany kojarzą się w pierwszej chwili z czymś trudnym i niemiłym. Bo konsekwencje zmian widoczne i odczuwalne są zwykle dopiero później - gdy opadną emocje, wrażenia. Gdy staną się nieodłączną częścią codziennego życia, kolejnym puzzlem w naszej układance.
Wtedy ocenimy, czy wyszły nam na dobre.

Ale czy rzeczywiście warto bać się zmian? Oczekiwać, że będzie trudno. Że sporo czasu upłynie, nim zdołamy się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości. Wczoraj wieczorem znalazłam w telefonie notatkę ze stycznia 2013 r. Coś, co normalnie skasowałabym po tygodniu, w dziwny sposób zachowało się. Rok temu napisałam w jednym krótkim zdaniu, jak wyglądało moje ówczesne życie. Wnioski? Cieszę się z tych wszystkich zmian, jakie w nim zaszły. W moim przypadku nowe okazało się lepszym.



Changes. Sometimes they're an inevitable result of the passage of time. Another time, they come unexpectedly. Or we have to make a difficult decision so they can happen. Why are we so afraid of them? Because of convenience or fear of the unknown. Cause the things as they are - even though not always the best, yet still repetitive - give us some sense of security.

Even for me, a person unstable, maybe even a little unpredictable, fearing of a routine and boredom, changes are associated with something difficult and unpleasant
at first. As consequences of changes are seen and felt usually much later - when excitement and emotions are over. When they become an integral part of everyday life, as the next piece in our puzzle. Then we'll be able to say whether they turned out to be good for us.

But is this really worth being afraid of changes? Expecting them to be difficult. Thinking that much time will pass before we'll be able to get used to the new reality. Last night I found a note on the phone from January 2013. Something that I would normally delete after a week, has been preserved
in a strange way. A year ago I wrote, in one short sentence, what was my life like those days. Conclusion? I am pleased with all the changes that have taken place in in it. In my case, the new turned out to be better.

środa, 1 stycznia 2014

Bonne année!

Samochodem zapakowanym jak cygański tabor wreszcie dotarliśmy do Warszawy. Całe Święta spędziłam w rodzinnym mieście, nawet Sylwester - dość niespodziewanie - tym razem celebrowałam z kuzynami, ich żonami, znajomymi i gromadą dzieci na polskim "Biegunie Zimna".

Święta okazały się wspaniałe - rodzinne, z licznymi imprezami i toastami w gronie znajomych, tych bliższych i dalszych, często spotkanych po latach. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że były niesamowicie krótkie. I czy to tylko ja nie zdążyłam w tym czasie wypocząć?... No cóż, wszystko, nawet najlepsze, ma swój kres. A już jutro rano czas powitać rzeczywistość. Niestety nie jestem w gronie szczęśliwców, którzy do pracy wrócą dopiero 7 stycznia. Ale - w myśl powiedzenia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - może to i dobrze, bo trwanie w takim powolnym świątecznym letargu, z dala od warszawskiego zgiełku, całkowicie pozbawiłoby mnie zapału do pracy ... ;)

W tym pierwszym dniu nowego roku, mimo że staram się tego bardzo uniknąć, w myślach dokonuję podsumowań. Jaki był dla mnie rok 2013? Ciężki w pierwszej połowie i prawdziwie magiczny w drugiej. W sylwestrową noc życzyłam bliskim przede wszystkim miłości. Ale wszystkim (także sobie) życzę, by w 2014 nie bać się robić rzeczy, o których naprawdę marzymy, ale brakuje nam odwagi. Idzie nowe! Szczęśliwego Nowego Roku! 
 

In a car, packed as Gypsy fleet, we finally arrived to Warsaw. I spent the whole Christmas in my hometown and this time - quite unexpectedly - I celebrated New Year's Eve with my cousins​​, their wives, friends, and a bunch of kids  - also on the Polish "Cold Pole".

Christmas turned out to be great - spend in a family circle and with numerous events and toasts among friends, those closer and further ones, often met after years. But I can't get rid off the feeling that it was incredibly short. And is it just me that haven't had enough time to rest?... Well, everything, even the best things, has its limits. And on tomorrow morning it's time to welcome reality. Unfortunately, I am not among the lucky ones who return to work on 7th January. But - according to the saying that every cloud has a silver lining - maybe it's not that bad because standing in such a slow holiday season lethargy, away from the hustle and bustle of Warsaw, would completely deprive me of enthusiasm for work ... ;)


On this first day of New Year, even though I try to avoid this very much, I am doing summaries in my head. What was 2013 like for me? Heavy in the first half and truly magical in the latter one. On New Year's Eve love was the thing I mainly wished to my dear ones. But what I am wishing all (myself too) in 2014 is not to be afraid to do things we're really dreaming of but we lack courage. New things're coming! Happy New Year!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...