poniedziałek, 25 sierpnia 2014

August 25th

Niesamowite, jak wszystko się zmienia. Z dnia na dzień. I jak nic, poza samym sobą, nie mamy na pewno. Jednego dnia czujemy się bezpiecznie, następnego nie wiemy, jak będzie za tydzień. Percepcja zmienia się zależnie od tego, co jest w głowie. Najpierw wydaje ci się, że miesiąc to dużo, bo w końcu to 30 dni, po czym stajesz przed kalendarzem i z niedowierzaniem stwierdzasz, że dziś 25 sierpnia. Miesiąc temu zaczynał się twój wyczekiwany urlop. Który dziś jest tak odległy, że znowu potrzebujesz wakacji nad morzem.

To normalne, że przeżywamy wzloty i upadki. Że życie to sinusoida albo kolejka górska. Że praca nas satysfakcjonuje, a za jakiś czas jedyną motywacją, by wstać rano, są koleżanki z biura. Jednego dnia myślisz, że masz wszystko. Twoje są gwiazdy i księżyc, które oglądasz leżąc na trawie w letnią noc, a rano także słońce, które leniwie budzi cię do życia. A za chwilę to wszystko to tylko pogoda. 

Poznajesz ciekawych ludzi, często zbliżasz do nich, ale zmiany są nieuniknione. Przyjdą następni. I myślisz sobie "Koniec, już się nie zaprzyjaźniam". Ale ze zdziwieniem stwierdzasz, że ci nowi nie są tacy źli, choć to już nie to samo. 
Szkoda, że lato trwa tak krótko i za tydzień już wrzesień.

 
 



It's unbelievable how everything changes. Day by day. And you don't have anything for sure, except yourself. One day you feel safe, and the next you don't know how it will be next week. Perception changes accordingly to what happens in your head. First, you think that a month is a lot because it's 30 days after all. But then you stay in front of the calendar with disbelief, seeing that today is August 25th. And it's a month ago when your long-awaited vacation began. Vacation which today is so distant that again you need holidays by the sea.
 
It's normal that we experience ups and downs. That life is like a sinusoid or roller-coaster. That the work satisfies us, and soon the only motivation to get up in the morning are friends from the office. One day you think you have everything. Your have the stars and the moon you watch lying on the grass on a summer night and in the morning - also the sun, which lazily wakes you up for life. And then, in a moment it's all just the weather.

 
You meet interesting people, often get close to them, but change is inevitable. There come new ones. You think "I am done, I'm not making friends any more." But, with astonishment, you see that the new ones are not so bad, but still...it's not the same.  

It is such a pity that summer is over and in a week we already have September.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Coming back from vacation.

Zapomniałam już, jak ciężkie bywają powroty z wakacji. We wtorek, tuż po wejściu do biura, oraz wczoraj, gdy dopadł mnie największy kryzys pourlopowy, zastanawiałam się, co jest gorsze - wracać z wakacji czy nie jeździć na nie wcale...? Na szczęście jutro mamy piątek. 

28 lipca, po 3 latach od ostatniej wizyty na greckiej ziemi, wylądowałam na Krecie. Opowieści o tej wspaniałej wyspie sprawdziły się i wraz z moją drugą połową zwiedziliśmy w znacznej mierze jej wschodnią część. Ponieważ Grecję kocham od lat miłością wręcz ślepą, wybaczyłam jej tym razem niewielką ilość owoców morza w hotelowym menu i słabe oznaczenia drogowe wysoko w górach, dzięki którym (a raczej przez które!) nieco zgubiliśmy drogę, podróżując wynajętym mini-autem. 

Grecja daje mi wszystko, czego oczekuję od wakacji: morze, piękną pogodę, dobre jedzenie, przyjaznych ludzi i ciekawe miejsca. Lubię nawet cykady. I 40 stopni w cieniu. Oraz wino, które piję tam jak wodę, a wcale nie powoduje kaca.

I tak siedząc przy oknie, patrząc na ciemną już dawno ulicę (dni są niestety coraz krótsze...), oglądam zdjęcia i w głowie planuję kolejne wojaże. W ten sposób łatwiej przyjdzie na dobre wrócić do polskiej rzeczywistości. Tymczasem mogę jeszcze "poudawać", że jestem na wakacjach, leżąc z książką nad jeziorem czy Bałtykiem. Bo sierpień tego roku mamy prawie jak w Helladzie.


I already forgot how hard it is to return from vacation. On Tuesday, just after entering the office, and yesterday when I caught the biggest after-holidays crisis, I wondered, what is worse - to come back from holidays or not to go on them at all ...? Fortunately, tomorrow is Friday.

On July 28, after 3 years since my last visit to the Greek earth, I landed on the island of Crete. Stories of this wonderful island turned out to be true and together with my other half we visited a large extent of its eastern part. Because I have been in love with Greece almost blindly for years, even this time I forgave it a small amount of seafood in the hotel menu and poor road-marking high in the mountains, thanks to which (or rather because of which!) we slightly lost our way, travelling a rented mini-car.

 Greece gives me everything I expect from holidays: the sea, beautiful weather, good food, friendly people and interesting places. I even like cicadas. And 40 degrees in the shade.
And wine that I drink there like water and does not cause a hangover.

And sitting now by the window, looking at already dark street (days are getting shorter, unfortunately ...), I am looking at the pictures and planning further voyages in my head. It is easier this way to go back to the Polish reality. Meanwhile, I can still "pretend" that I'm on vacation, lying with a book by the lake or the Baltic Sea. Because this year, August we have is almost like in Hellas.

all pics are mine.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...