środa, 24 września 2014

8 Years Ago.

8 lat temu była piękna jesień. Słoneczna, ciepła, złota. W sadzie obok domu pełno było jabłek, gałęzie uginały się pod ich ciężarem. 

8 lat temu pakowałam walizki i podekscytowana, ale ze skrywanym za uśmiechem lękiem, jechałam do Warszawy, by studiować prawo, wreszcie być w jednym mieście z bliską, jak mi się wtedy wydawało, osobą. Miałam w końcu odciąć pępowinę i żyć jak dorosła - z dala od rodziców.
8 lat temu byłam na pogrzebie, żegnając ważną osobę. I dziś myślę: "niemożliwe, że to już tyle czasu..." A jednak. I przed oczyma znowu mam wyraźne wspomnienia.
8 lat temu miałam 19 lat i serce pełne nadziei i optymizmu, że zaczynam nowe życie, w nowym miejscu, z nowymi ludźmi. 

***

8 lat później znowu mamy piękną jesień, w sadzie koło domu "klęska urodzaju", o czym przekonałam się w zeszły weekend, stojąc wśród setek jabłek tuż pod nogami. 

I znowu pakuję walizki. Uśmiecham się, ale w środku trochę się boję, jak to będzie.

8 lat później - w zasadzie aż tyle się nie zmieniło, a jednak wszystko jest inne. Mam w sobie nadal dużo nadziei i optymizmu. I tylko zamiast 19 - 27 lat.  

 

8 years ago we had a beautiful autumn. Sunny, warm and gold. In the orchard next to my house there were plenty of apples, branches were sagging under their weight

8 years ago I was packing my suitcase and, excited and smiling to hide the fear, I drove to Warsaw to study law, to finally be in one city with a close, as I then thought, person. In the end, to cut the umbilical cord and live like a grown-up, away from my parents

 8 years ago I was at the funeral, saying goodbye to an important person. And today I think: "it's impossible that it's been so long now"... Yet it is. And I have clear memories in my head

8 years ago I was 19 years old with a heart full of hope and optimism that I was beginning a new life in a new place, with new people

***

 8 years later we have a beautiful autumn again, in the orchard near the house - we can experience a 'natural fertility', as I found out last weekend, standing among hundreds of apples just under my feet.  

And I'm packing my suitcase again. You can see me smile but I'm little afraid deep in my heart, wondering what it's gonna be like soon.
8 years later - in fact, not that much has changed, yet everything is different. I still have a lot of hope and optimism. And - only instead of 19, I'm 27.

środa, 17 września 2014

Thursday Run

Czwartek, 17 września, godzina 19:15. Idę biegać. Trochę boli mnie lewe kolano, za słabo się rozgrzałam. Biegnę, najpierw ulicą, potem staję na przeciw ciemnego, trochę strasznego o tej porze Ogrodu Saskiego. "Biec tam czy nie?" - myślę w duchu i wybieram jednak drogę na około.

Od trzech dni boli mnie głowa. Nie wiem, czy to nadmiar pracy, nauki, czy komputera... Czy to może wczorajsze wino. Pewnie wszystko na raz. W nocy śnią mi się dziwne rzeczy - gonię po pokoju 20-centymetrowego komara, odbieram dziwny telefon i aż siadam z wrażenia, w końcu jestem na imprezie i gubię but. Budzę się i myślę sobie, że to niemożliwe, bym spała siedem godzin. Czuję się, jakbym w łóżku spędziła zaledwie trzy.

Biegnę wzdłuż parkanu i nagle zza drzew przebłyskuje oświetlona fontanna. Jej widok mnie kusi i wbiegam do Ogrodu. Gdzieś z tyłu głowy mam słowa mamy, żeby nie chodzić samej po zmroku. Ale wbiegam w alejkę, a wśród drzew - pusto. Najpierw jest trochę nieprzyjemnie - samej w ciemnym parku. Staję jednak przy fontannie, robię zdjęcie, jest taka piękna. I biegnę dalej, myśląc, że ten "straszny" Ogród wcale nie jest taki zły. Chyba, jak to często w życiu bywa, wiele rzeczy wydaje się nam dużo gorszych niż są w rzeczywistości. 

Drzewa rzucają cienie, co chwilę następuję na liść albo łupinę od kasztana. Czuję, jak na skroniach zbierają się ciepłe kropelki potu. Czas wracać. A. miała rację. Bieganie to świetny sport, ale to niezbyt dobry wybór, gdy masz w głowie nadmiar myśli. 
*I mimo, że dzisiaj mamy środę, to dla mnie jest już czwartek.

 

Thursday, September 17th, 7:15 p.m. I'm going to run. My left knee hurts a little, I am poorly warmed up. I run, first down the street, then I stand up against the dark, a little scary in the evening, Saxon Garden. "Run there or not?" - I think and choose the way around.

I've had a headache for three days now. I don't know whether this is due to excess of work, learning or computer ... Or wine yesterday. Probably all at once. At night I dream of strange things - I'm trying to catch a 20-centimeter mosquito, then pick up the phone, have a strange conversation and sit down with the impression of it, in the end I'm at a party and lose my shoe. I wake up and I think that's impossible that I slept seven hours. I feel like I spent just three hours in bed instead.

I run along the fence and suddenly an illuminated fountain
shines through the trees. Its view tempts me and I run into the Garden. Somewhere in the back of my head I hear my mum's words not to walk alone after dark. But I run into the alley, and among the trees it is so empty. First, it is slightly uncomfortable - to be alone in a dark park. But I stand by the fountain, take a picture, it is so beautiful. I continue running, thinking that this "scary" Garden is not so bad. Maybe, as often happens in life, many things seem to us a lot worse than they actually are.

Trees cast shadows, all the time I step on a leaf or husk of a chestnut. I feel warm drops of sweat on my temples. It's time to go back. A. was right. Running is a great sport, but it is not a good choice when you have too many thoughts in your head. 

*And, although it's Wednesday today, it's already Thursday to me.

sobota, 13 września 2014

When will I see you again?

Wrzesień tego roku mile nas zaskakuje i temperatury mamy niemal letnie. Jedyne, co przypomina o tym, że to już jednak nie pełnia wakacji, to kasztany na ulicy Twardej i liście, które chrupią pod nogami, gdy idę wieczorem na warszawską plażę. Wisła jest przepiękna właśnie nocą, gdy odbija setki świateł. Wszyscy udają się tam, by usiąść na kocu albo wprost na piasku, wypić wino albo dwa. Nikomu nie chce się zamykać sezonu plenerowego...

Warszawa, choć początkowo była dla mnie nieco zbyt tłoczna i zbyt głośna, jest teraz moim drugim domem. Choć czasem czuję się nieco zmęczona jej pędem, to po 8 latach wiem, że to miasto dało mi wiele dobrego. Ale największą wartością, o istnieniu której przekonałam się ostatnio ponownie, są ludzie. Ci będący tutaj od zawsze i tacy, którzy, jak ja, przyjechali tu z różnych części Polski. I wiem, że niedługo, gdy na chwilę powiem stolicy "do widzenia", to ich będzie mi brakować najbardziej. 

Niektórzy wyjeżdżają, na rok, na dwa, na zawsze. Trudno jest się pożegnać. Bo nigdy nie wiemy, czy mimo największych starań, uda się nam jeszcze kiedyś spotkać. Moje plany życiowe potrafię sprecyzować najwyżej na najbliższe pół roku. A i to nic pewnego. Nie wiem, czy los nie popchnie mnie w nowe miejsce. Choć rozsądek mówi mi, że stolica to naturalne dla mnie miasto, gdzieś w środku chcę jechać dalej. Co wygra - serce czy rozum?




September this year surprises us pleasantly and we have almost summer temperatures.
The only thing that reminds you that we're not, however, in the middle of holidays, are the chestnuts on Twarda Street and leaves that champ under my feet when I walk to the Warsaw beach in the evening. Vistula is so beautiful in the night
when hundreds of lights reflect in the water. We all go there to sit on a blanket or directly on the sand, drink a bottle of wine or two. Nobody wants to close the outdoor season ...

Warsaw, although initially was a little too crowded and too loud for me, it is now my second home. Even though sometimes I feel a bit tired of its rush, after 8 years I know that this city has given me a lot of good. But the greatest value, the existence of which I found out recently again, are people. Those who are here forever and those who, like me, came here from different parts of Poland. And I know that soon, when I say "goodbye" to Warsaw for a while, it will be them to miss the most.

Some leave, for a year, for two, for ever. It is always difficult to say goodbye. Because you never know if, despite best efforts, we can meet again sometime. My life plans can be specified for a maximum of the next six months. And it's not for sure either. I don't know maybe fate is gonna push me to a new place. While intellect tells me that the capital city is a natural place for me, somewhere inside I feel I want to go further. Who's gonna win this fight - my heart or my mind?

czwartek, 4 września 2014

Thursday Evening Philosophising.

Znowu mamy wrzesień. Choć liście na drzewach jeszcze zielone i temperatura czasem przypomina tą letnią, znowu myślę o nieuchronności jesieni. Minął rok od kiedy pisałam, jak trudno jest mi pożegnać lato. Ponownie staram się jeszcze stawiać czoła pogodzie i przemycam letnią garderobę w coraz bardziej jesiennej już codzienności. Niestety wkrótce przyjdzie mi pogodzić się z rzeczywistością i wyciągnąć z szafy cieplejsze ubrania.

Pewnie się powtórzę, mówiąc, że im jesteśmy starsi, czas szybciej płynie. To złudzenie, a jednak jest ono tak wyraźne, że czasem trudno mi uwierzyć, że doba to faktycznie 24 godziny, a miesiąc ma 30 dni.  Ciągle żyję od weekendu do weekendu, przerzucam kartki w kalendarzu, szukając okazji na to, by na trochę gdzieś uciec, zaplanować wyjazd. Choćby 3-dniowy.

Mimo tego, jak bardzo staramy się być poukładani - zapisujemy ważne zdania, planujemy spotkania, segregujemy dokumenty i myśli..., pewnych rzeczy po prostu nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Decyzje, te podjęte przez nas oraz te, z którymi przyszło nam się zmierzyć, potrafią zmienić nasze życie o 180 stopni. Tak też zdarzyło się i u mnie. A wkrótce - kolejne zmiany. Nie ma mowy o planach pewnych na 100%, nie ma mowy o stabilizacji. W moim życiu, choć bardzo bym tego chciała, niektóre rzeczy są "na chwilę". Może stabilność i to, że coś jest constans (jak w fizyce) - to nie dla mnie? Czasem mam wrażenie, że jestem "skazana" na to, by ciągle stawać przed nowym.

I mimo, że ludzie mówią mi, że nic nie dzieje się bez powodu, wszystko ma swój czas i miejsce, to myślę, że to nie do końca prawda. Choć czasem jestem tym zmęczona i zastanawiam się, co jeszcze przyniesie mi jutro, myślę, że może kiedyś uda mi się zatrzymać, wziąć oddech i zostać gdzieś na dłużej niż tylko "na chwilę". Nawet jeśli to miejsce to nie będzie zielony domek nad jeziorem, a tylko kolejna historia w mojej głowie.




Again we are in September. Although the leaves on the trees are green and the temperature sometimes resembles like summery one, again I think about the inevitability of fall. A year has passed since I wrote how difficult it is to me to say goodbye to summer. Again, I try to face the weather and smuggle summer wardrobe in more and more already autumn everyday. Unfortunately, soon I will have to accept the reality andthe pull out warmer clothes from my closet.

Probably I will repeat it, saying that as we get older, time flies faster. It's an illusion but it is so clear, sometimes it's difficult to believe that day and night is actually 24 hours, and a month is 30 days. I still live from weekend to weekend, skim through pages in the calendar, looking for the opportunity to run away somewher, to plan a trip. Even a 3-day one.

Despite how much we try to be arranged - saving important sentences, planning meetings, filing documents and thoughts ... some things just are not able to predict.
Decisions, those taken by us and those with whom we had to face, they may change our lives completely. So it happened to me. And soon - another change to face. The plans sure for 100% and stability are out of the question. In my life, although I want it, some things are just "for a moment". Maybe stability and that something is constans (like in physics) - this is not for me? Sometimes I feel that I was "doomed" on it - that all the time I have to stand against the new.

And even though people tell me that nothing happens without a reason, everything has its time and place, I think that this is not entirely true. Although sometimes I'm tired of it and I wonder what else
tomorrow will bring to me, I think that maybe someday I'll manage to stop, take a breath and be somewhere for more than just for "a moment". Even if this place is not going to be a green cottage by the lake, but just another story in my head.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...