W zeszłą sobotę wstałam o 6 rano, z trudem się ubrałam (pora wszak nieludzka) i pojechałam w rodzinne strony. Ponieważ o tak wczesnej godzinie nie sposób przełknąć cokolwiek, na śniadanie zatrzymałam się w sprawdzonym wcześniej barze "Przystanek" na trasie. Zamówiłam czarną kawę z ekspresu (tak, doczekaliśmy czasów, gdy w barach przy drodze można napić się innej kawy niż rozpuszczalna i tzw. plujka, z fusami) i naleśniki z serem. Zamówiłam je kiedyś i pływały w śmietanie, więc nieśmiało poprosiłam o "mniej śmietany". W tym momencie zmroził mnie wzrok pani zza kasy, w fartuchu i czepku, o wyglądzie intendentki z przedszkola numer 20 w Suwałkach. I dostałam - mniej śmietany, za to potrójną chyba porcję cukru -pudru.
Naleśniki (po zsunięciu mokrego od śmietany cukru) smakowały wyśmienicie - jak w przedszkolu właśnie. Przypomniały mi się czasy zerówki, z których, oprócz jedzenia, które wspominam z lubością całe życie (a zjeść lubiłam), pamiętam także początki mojej kariery scenicznej. To w zerówce postanowiłam użyć podstępu, wyrywając się z tłumu ospałych dzieci, zmyślając na prędce słowa piosenki "Kochajmy ptaki" i tym samym zyskując możliwość zaprezentowania się w trakcie solowego występu przed całą Szkołą podstawową numer 7, wówczas jedną z największych w mieście. Poza tym zerówka nie kojarzy mi się z niczym konstruktywnym.
***
W poniedziałek, czekając rano na stacji drugiej linii metra, zostałam zaczepiona przez dość urokliwego mężczyznę pytaniem "Którędy na pole??". Dość zdezorientowana i jeszcze zaspana, pomyślałam o stacji "Pole Mokotowskie" i pokazałam kierunek do wyjścia w stronę pierwszej linii metra. Później dopiero przyszło mi na myśl (może dlatego, że pan był naprawdę miły dla oka), że ów pytający mógł być przybyszem z Krakowa i pytał o to, jak się wydostać na zewnątrz (na pole). Miejmy nadzieję, że dotarł we właściwe miejsce.
Ps.: Pozdrawiam moich znajomych z Krakowa.
Last Saturday I woke up at 6 am, I hardly dressed (after all, it was an inhuman hour) and I went to my homeland. Because
at such an early hour I cannot swallow anything, I stopped for
breakfast at the previously tested "Przystanek" bar on the route. I
ordered black coffee from the coffee machine (yes, we've lived through
the times when in the bars by the road you can drink a different coffee
than soluble and the one with lees) and pancakes with cheese. I ordered them once and they were swimming in sour cream, so I shyly asked for "less cream". At
that moment, the lady froze me from behind the cash register,
in apron and bonnet, having the appearance of the officer from kindergarten
number 20 in Suwałki. And I got what I wanted - less cream, but probably a triple portion of castor sugar.
Pancakes (after sliding off the castor sugar cream-wet) tasted great - just like in kindergarten. I reminded the times of it, where, next to the food that I recall with a huge liking all my life (and I liked to eat), I also remember the beginnings of my stage career. I decided to use deceit in the middle of the game, breaking out of the crowd of sleepy children, quickly inventing the words "Let's love the birds" and thus getting the opportunity to perform during the solo performance in front of the entire elementary school number 7, then one of the largest in the city. Besides, I do not associate the kindergarten with anything constructive.
***
On Monday, waiting in the morning at the station of the second metro line, I was stopped by a rather charming man asking "Which way to the field?". Pretty confused and still sleepy, I thought about the station "Pole Mokotowskie" ("Mokotowskie Field") and showed the direction to the exit towards the first metro line. Later, it came to my mind (maybe because that guy was really nice to the eye) that the questioner could have been a newcomer from Cracow and asked how to get outside (to the field- how the people from Cracow say).Let's hope he got to the right place.
Ps .: Greetings to all my friends from Cracow.