czwartek, 29 stycznia 2015

Old enough to know better. Young enough to do it anyway.

Jakiś czas temu postawiłam wysoko na szafie obrazek własnego autorstwa. Został oprawiony w ramę, a -ponieważ malowałam na papierze - przykryty też szklaną szybką. Pomyślałam więc, że może to nienajlepsze dla niego miejsce. W końcu siła grawitacji może sprawić, że boleśnie zderzy się z podłogą. 

Dzisiaj, zirytowana pewnym faktem, z impetem zatrzasnęłam drzwi od szafy, odwróciłam się na pięcie...i usłyszałam trzask tłuczonej szybki. I zamiast iść po zmiotkę i szufelkę, bo przecież to ostre, roztrzaskane szkło, te większe kawałki zebrałam do kosza, a te bardzo drobne zaczęłam zgarniać rękami. Czując nieprzyjemne pieczenie na wewnętrznych stronach dłoni, bez najmniejszego zdziwienia obserwowałam pojawiające się na nich czerwone kropelki krwi.

Pomimo, że bez trudu jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencje pewnych zachowań, to jednak godzimy się na nie. Dlaczego? Chociaż wiemy, że chodzenie po śliskich kamieniach tuż przy brzegu rzeki może skończyć się chłodną kąpielą, czemu nie idziemy po bezpiecznej trawie? I mimo, że już dawno nie myślimy o swojej dawnej sympatii, czasem, w środku nocy przychodzi nam do głowy głupi pomysł, by napisać ten jeden sms. Którego możemy potem długo żałować. Jednak klikamy "Wyślij". I mimo, że rozum mówi, by zostać w domu, bo egzaminy za pasem, idziemy na "jednego drinka". I wracamy nad ranem. 

Może takie zachowania to oznaka tego, że ciągle jesteśmy niedojrzali, choć metryka mówi co innego? A może chcemy czasem sprawdzić, jak to jest - wpaść do zimnej wody, nie doczekać się odpowiedzi na wysłaną nocą wiadomość i poczuć ukłucie gdzieś między żebrami a mostkiem? Znowu czuć ból głowy na myśl o wczorajszej imprezie. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Tylko tyle i aż tyle. 



Some time ago I put my own painting high on the closet. It was framed and, as I painted it on paper, covered with a glass. I thought that maybe it was not the best place for it. In the end, the force of gravity might make it painfully collide with the floor.
 
Today, irritated by some fact, I slammed the closet door
with a vengeance, turned on my heel ... and heard the crash of breaking glass. And instead of going for a brush and dustpan, because it was sharp, broken glass after all, I gathered some larger pieces in the trash, and began picking up very small ones with my hands. Feeling unpleasant burning on the inside of my hands, without the slightest surprise I was watching red drops of blood appear on them.
 
Despite the fact that we are easily able to predict the consequences of certain behaviors, however, we decide to do them. Why? Although we know that walking on slippery rocks just off the shore of the river may end up with a cool bath, why don't we go on the safe grass? And even though we have not been thinking about our former crush, sometimes, in the middle of the night,
the stupid idea to write this one short message comes to our minds. Which we can then long regret. However, we click "Send". And even though the mind tells us to stay at home having the exams soon, we're going for just "one drink". Coming back in the morning.
 
Perhaps such behavior is a sign that we are still immature, although the metric tells a different story. And sometimes we may want to see what it's like - to fall into cold water, to reach no response to a message sent at night and feel unpleasant twinge somewhere between your ribs and breastbone. Or feel the headache at the thought of yesterday's party.
Not for the first time is quite good. No more and no less.

niedziela, 18 stycznia 2015

Something about her.

Ci, którzy jej nie znają, omijają ją z daleka. 
Niektórzy, mimo prób, nie wytrzymują i szukają dalej.
Bo ona potrzebuje czasu. 

Ale poznana bliżej, jest dobra, pełna cierpliwości dla tych, którzy wciąż pędzą. 
Ona pędzi razem z nimi. Nieustannie. 
Trochę smutna, ale coraz piękniejsza. 
Trudno ją zostawić, choćby na trochę.
Jest jak dumna kobieta. Zawsze z uniesioną głową, mimo, 
że tak krytykowana i wytykana palcami. 
Gdy spojrzeć na nią z boku, z dystansu, wydaje się jak drugi dom. 
Mimo, że taka trudna do kochania. 

Warszawo, co Ty mi zrobiłaś??









Those who don't know her, omit her from afar.
Some, despite attempts, are not able to stand her and look on.
Because she needs time.

  Yet, known closer, she's good, full of patience for those who still rush.
She follows them. Constantly.
A little sad, but more and more beautiful.
It's hard to leave her, even for a little bit.

Like a proud woman. Always with her head up
though criticized so often and pointed out with your fingers.
When you look at her from the side, from a distance, she seems like a second home.
Although so difficult to love.

Warsaw, what you've done to me ??

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Where is my money??

No dobra. Jak pisałam, tym razem nie robię postanowień noworocznych. Ale znajomi - owszem. Posłuchałam trochę tego, co koleżanki czy koledzy zamierzają zmienić w 2015. I, oprócz spędzania mniej czasu w Internecie i chodzenia na siłownię, pojawiało się stwierdzenie: "Będę wydawać mniej pieniędzy na (i tu mamy szereg różnych rzeczy)". No właśnie, oszczędzanie. Niektórzy już na sam dźwięk tego słowa wykrzywiają usta...

Miałam w życiu okres, gdy byłam niejako zmuszona rzucić pracę i przyszło mi żyć z oszczędności. Dobrze, że w ogóle je miałam! Ale nie było lekko, bo każda wydana kwota przypominała mi o tym, że środki na koncie się kurczą, a nowych nie przybywa. Musiałam zrezygnować z pewnych przyjemności, które pochłaniały - jak się potem okazało - mnóstwo pieniędzy. 

Po pierwsze - kawa na mieście. Nie oszukujmy się, ceny kaw w sieciówkach są horrendalne, zwłaszcza w porównaniu do cen za granicą i zarobków u nas i tam. Zrezygnowałam z codziennego wstępowania na kawę, bo kupiłam sobie ekspres i po prostu piłam ją w domu. Po drugie - kolorowe magazyny. O modzie, wnętrzach, sporcie, podróżach. Tak, to moje uzależnienie. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że naprawdę je czytałam. Ograniczyłam się do 1-2, resztę przeglądałam online. Albo w Empiku. Dla zasady przestałam chodzić po sklepach, bo "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". Proste. A szafa i tak ledwo mieściła swą zawartość. Zaczęłam wyprzedawać niepotrzebne, prawie nieużywane albo całkiem nowe rzeczy. Wśród koleżanek albo przez Internet. 
Pracę znalazłam, ale te nawyki tak weszły mi w krew, że staram się je stosować i dzisiaj. Bo wiem, że odmówienie sobie kilku niepotrzebnych wydatków nie zmieni radykalnie mojego życia, ale mój budżet - owszem. Zabawne, że umiejętność oszczędzania to trudna sztuka, bo niechętnie rezygnujemy z przyjemności. I nie musi się wiązać z tym, że czegoś nam brakuje. Znam bogatych ludzi, którzy bardzo racjonalnie wydają pieniądze. Nie chodzi też o popadanie w radykalne rezygnowanie ze wszystkiego i uprawianie ascezy... Jednak z czasem odkrywamy, że to, bez czego nie wyobrażaliśmy sobie życia kiedyś, dzisiaj okazuje się całkiem zbędne. A powiedzenie, że mniej znaczy więcej, nabiera wtedy większego sensu. 


Okay. As I wrote last time, I'm not making New Year's resolutions this year. But my friends - they do. I listened to some of what they intend to change in 2015. And, in addition to spending less time on the internet and walking to the gym, there appeared the statement: "I will spend less money on (and here we have a number of different things)." Well, saving. Some already twist their mouth at the very sound of the word ...
 
I had a period in my life when I was somehow forced to quit my job and came to live with my savings. Well, luckily I had them at all! But it was hard because any money spent reminded me that the funds on my account were shrinking, without nothing new earnings at the same time. I had to give up some pleasures that absorb - as it turned out - a lot of money.

First of all - coffee from coffee shops. Don't kid yourself, the prices of coffee in popular coffee shops are horrendous, especially when compared to prices abroad and earnings here and there. I gave up stepping into for a coffee everyday, I bought a coffee machine and just drank it at home. Second - colourful magazines. About fashion, interiors, sports and travel. Yes, this is my addiction. On my excuse I can say that I really read them. Narrowed it down to 1-2 and browsed the rest online. Or at Empik. As a rule, I stopped walking around in shopping malls, because "what the eyes cannot see, the heart is not hurt by." Simple. And my wardrobe could barely house its content. Moreover, I began to sell off unwanted, unused or almost completely new things. Among friends or via the internet.

I found a job, but these habits so entered my bloodstream, that I try to use them today. Because I know that denying yourself some unnecessary splurges won't change radically your life, but the budget - yes. Funny that the ability to save is a difficult art, because we reluctantly give up pleasure. And it doesn't have to be connected with the fact that we're missing something. I know rich people who are very reasonable about spending money. Nor is it about to fall prey to the radical giving up everything and practicing asceticism ... But sometimes we find that something we couldn't imagine our life without before, now appears to be quite unnecessary. And to say that less is more then starts to actually make sense.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...