No dobra. Jak pisałam, tym razem nie robię postanowień noworocznych. Ale znajomi - owszem. Posłuchałam trochę tego, co koleżanki czy koledzy zamierzają zmienić w 2015. I, oprócz spędzania mniej czasu w Internecie i chodzenia na siłownię, pojawiało się stwierdzenie: "Będę wydawać mniej pieniędzy na (i tu mamy szereg różnych rzeczy)". No właśnie, oszczędzanie. Niektórzy już na sam dźwięk tego słowa wykrzywiają usta...
Miałam w życiu okres, gdy byłam niejako zmuszona rzucić pracę i przyszło mi żyć z oszczędności. Dobrze, że w ogóle je miałam! Ale nie było lekko, bo każda wydana kwota przypominała mi o tym, że środki na koncie się kurczą, a nowych nie przybywa. Musiałam zrezygnować z pewnych przyjemności, które pochłaniały - jak się potem okazało - mnóstwo pieniędzy.
Po pierwsze - kawa na mieście. Nie oszukujmy się, ceny kaw w sieciówkach są horrendalne, zwłaszcza w porównaniu do cen za granicą i zarobków u nas i tam. Zrezygnowałam z codziennego wstępowania na kawę, bo kupiłam sobie ekspres i po prostu piłam ją w domu. Po drugie - kolorowe magazyny. O modzie, wnętrzach, sporcie, podróżach. Tak, to moje uzależnienie. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że naprawdę je czytałam. Ograniczyłam się do 1-2, resztę przeglądałam online. Albo w Empiku. Dla zasady przestałam chodzić po sklepach, bo "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". Proste. A szafa i tak ledwo mieściła swą zawartość. Zaczęłam wyprzedawać niepotrzebne, prawie nieużywane albo całkiem nowe rzeczy. Wśród koleżanek albo przez Internet.
Pracę znalazłam, ale te nawyki tak weszły mi w krew, że staram się je stosować i dzisiaj. Bo wiem, że odmówienie sobie kilku niepotrzebnych wydatków nie zmieni radykalnie mojego życia, ale mój budżet - owszem. Zabawne, że umiejętność oszczędzania to trudna sztuka, bo niechętnie rezygnujemy z przyjemności. I nie musi się wiązać z tym, że czegoś nam brakuje. Znam bogatych ludzi, którzy bardzo racjonalnie wydają pieniądze. Nie chodzi też o popadanie w radykalne rezygnowanie ze wszystkiego i uprawianie ascezy... Jednak z czasem odkrywamy, że to, bez czego nie wyobrażaliśmy sobie życia kiedyś, dzisiaj okazuje się całkiem zbędne. A powiedzenie, że mniej znaczy więcej, nabiera wtedy większego sensu.
Okay. As I wrote last time, I'm not making New Year's resolutions this year. But my friends - they do. I listened to some of what they intend to change in 2015. And, in addition to spending less time on the internet and walking to the gym, there appeared the statement: "I will spend less money on (and here we have a number of different things)." Well, saving. Some already twist their mouth at the very sound of the word ...
I had a period in my life when I was somehow forced to quit my job and came to live with my savings. Well, luckily I had them at all! But it was hard because any money spent reminded me that the funds on my account were shrinking, without nothing new earnings at the same time. I had to give up some pleasures that absorb - as it turned out - a lot of money.
First of all - coffee from coffee shops. Don't kid yourself, the prices of coffee in popular coffee shops are horrendous, especially when compared to prices abroad and earnings here and there. I gave up stepping into for a coffee everyday, I bought a coffee machine and just drank it at home. Second - colourful magazines. About fashion, interiors, sports and travel. Yes, this is my addiction. On my excuse I can say that I really read them. Narrowed it down to 1-2 and browsed the rest online. Or at Empik. As a rule, I stopped walking around in shopping malls, because "what the eyes cannot see, the heart is not hurt by." Simple. And my wardrobe could barely house its content. Moreover, I began to sell off unwanted, unused or almost completely new things. Among friends or via the internet.
I found a job, but these habits so entered my bloodstream, that I try to use them today. Because I know that denying yourself some unnecessary splurges won't change radically your life, but the budget - yes. Funny that the ability to save is a difficult art, because we reluctantly give up pleasure. And it doesn't have to be connected with the fact that we're missing something. I know rich people who are very reasonable about spending money. Nor is it about to fall prey to the radical giving up everything and practicing asceticism ... But sometimes we find that something we couldn't imagine our life without before, now appears to be quite unnecessary. And to say that less is more then starts to actually make sense.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz