Ile razy w całym naszym życiu możemy przeżyć prawdziwą miłość? Ta pierwsza, młodzieńcza, poprzedzona krótkimi zauroczeniami na szkolnych korytarzach, jest chyba najsilniejsza. Bo bezinteresowna, jeszcze niczym nieskażona, bo przecież, jak dotąd - jedyna, jaką znaliśmy. Ale też najbardziej intensywna, bo kochamy wtedy za nic, nie oczekując nic w zamian, taka miłość 'z bólem brzucha'. I serca. Bo cechuje ją to, że - choć myśleliśmy, że będzie do grobowej deski - to jednak kończy się i tę pustkę w okolicy mostka, 'dziurę' po niespełnionej pierwszej miłości, zapamiętamy już na zawsze. Choć z czasem wrócimy do tych wspomnień z pobłażliwym uśmiechem na ustach.
Czy kolejne związki, dojrzalsze - przynajmniej z założenia... - będą już obarczone tym 'bagażem' doświadczeń, jakie mamy? Czy każda następna relacja będzie rozpoczynana ze świadomością, że to już nie będzie to samo? Że nie mamy już w sobie tej zuchwałości i wiary, że to na pewno na całe życie? Ale może ta wiedza i rozsądek, które początkowo przeszkadzają w tym, by się otworzyć, są lepsze? Bo gdy pierwszy raz kochaliśmy, jakby z opaską na oczach, teraz wiemy już, że oprócz serca, warto uruchomić także mózg. I, mimo, że już nie będzie jak 'wtedy', to będzie bardziej świadomie.
Czasem te kolejne związki są jak gdyby kompromisem, bo już nie potrafimy poddać się szaleństwu, chcemy chemii, a gdy jej nie ma, próbujemy stworzyć ją na siłę. Im bardziej twardo stąpamy po ziemi, tym z większą cierpliwością podchodzimy do nowych relacji. Gdy szukamy przysłowiowego 'uderzenia pioruna', wierząc, że w końcu się pojawi, możemy czasem poczuć pewną bezsilność. Gdy znamy smak tego, jak może smakować coś prawdziwego, łatwo o porównania i rozczarowanie. "Tego kwiatu jest pół światu" mawiała babcia. Ale my chcemy, żeby znowu było najmocniej, najlepiej. Choć już pewnie mądrzej.
How many times throughout our lives can we experience true love? The first, youthful one, preceded by short enchantments in school hallways, is probably the strongest. Because it's selfless, yet untouched, because, so far - the only one we've known. But it's also the most intense as we love for nothing, without expecting anything in return, such love with 'abdominal pain'. And a heartache. Cause
it's connected with the fact that - even though we thought it would
be to the grave - it's over and the void in the area of the sternum,
a 'hole' after the unrequited first love will be remember forever. Though with time we'll go back to those memories with an indulgent smile.
Will any next relationships, more mature - at least on the assumption ... - be subject to the 'baggage' of experience we have? Does every next relationship have to be launched with the knowledge that it's not going to be the same? That we don't have in ourselves this audacity and faith that it will be for life for sure? But perhaps this knowledge and reason, which initially obstruct us to be open, are for better? Cause when we loved for the first time, as if blindfolded, we now know that in addition to the heart, the brain should also be involved? And, even though it won't be like 'then', it will be more conscious.
Sometimes these future relations are as a compromise as we're not able to surrender to the madness, we look for chemistry, and when it doesn't come, we try to create it by force. The more we tread firmly on the ground, the more patience we approach with to new relationships. When looking for the proverbial 'lightning strike', believing that in the end it'll appear, we may sometimes feel certain helplessness. When we know the taste of a real thing, it's easy to compare and feel disappointed. "There's tons of fish in the sea" grandmother used to say. But we want it be the strongest, the best. Although it will be smarter too.