Jest 18:30. Piję trzecią kawę. Czarną, bez mleka - najlepszą.
Od komputera w pracy bolą mnie oczy, ale wracam do domu i po krótkiej przerwie znowu zasiadam przed monitorem. Gdyby nie padało, pewnie poszłabym biegać.
W nowej pracy czas płynie szybko, a tydzień się kurczy. To dziwne uczucie, potęgowane wraz z każdym ukończonym rokiem życia, sprawia, że czasem myślę, ile z tego czasu wykorzystuję naprawdę, a ile przelatuje mi przez palce.
Z natury nie lubię "nicnierobienia". Nawet leżąc, czytam albo rozwiązuję łamigłówki. Ciągle coś wymyślam, w głowie mam milion pomysłów, nosi mnie. Nie jestem domatorem, lubię wyjść z domu, a gdy już w nim zostaję, przestawiam, przekładam i układam. Nie "chomikuję" i nie trzymam rzeczy "na lepsze" czy "gorsze czasy". Wyrzucam, oddaję, sprzedaję. Bo wierzę, że mniej znaczy więcej. Dla przestrzeni, ciała i ducha.
I, patrząc na zielone, a gdzieniegdzie wpadające już w żółć od silnego słońca, liście, myślę o tym, że piątek to dzień, gdy mamy najwięcej planów. Każdy gdzieś pędzi - do domu, na pociąg - z walizką albo bez. Nawet, jeśli nigdzie nie wyjeżdżamy, chcemy już poczuć smak wolnego, nacieszyć się tym, że to koniec tygodnia pracy, że mamy lato. Jakby piątek był tylko raz w miesiącu. Na szczęście ulubiony dzień tygodnia mamy co tydzień. I co tydzień możemy układać w głowie plany, pakować walizkę i odliczać czas do wyjścia z pracy.
Udanego weekendu!
It's 6.30 p.m. I'm drinking a third cup of coffee today. Black with no milk - the best one.Because of sitting in front of the computer at work, my eyes hurt, but I'm going home and after a short break again I sit in front of the monitor. If it wasn'tn raining, perhaps I'd go running.
In the new work time passes quickly, and a week is shrinking. This strange feeling, compounded with each completed year of life, makes that sometimes I think how much of time I live for real, and how much passes through my fingers.
By nature I don't like "doing nothing". Even lying down, I read or solve puzzles. Constantly invent something in my head, having a million ideas, and feel like rushing all the time. I'm not a homebody, I like to leave the house, and when finally I decide to stay at home, I make adjustments and arrangements. I don't hoard things and do not keep them for "better" or "worse times." I throw, I give, I sell. Because I believe that less is more. For the space, body and spirit.
And, looking at the green, and here and there coming already in the bile of strong sun, leaves, I think about the fact that Friday is the day when we have the most plans. Everybody rushes somewhere - their home, to train - with a suitcase or without it. Even if we don't travel, we already taste the freedom, enjoy the fact that it is the end of the work week, that this is summer after all. As if Friday was once a month. Hopefully the favourite day happens every week. And every week we can make plans, pack our suitcase and count the minutes till leaving the work.Have a nice weekend!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz