wtorek, 21 listopada 2017

California state of mind

"Czemu nie piszesz na blogu? napisz o Kalifornii".

***

Dzisiaj mija dziewięć dni, jak wróciłam ze Stanów. A właściwie z jednego z nich, co istotne, bo podobno jest inny niż cała reszta Ameryki. Dwa tygodnie wystarczyły, bym pokochała Kalifornię jak mało które miejsce na Ziemi. 

I pytana o to, co mi się tak bardzo podobało, wymieniam miasta, plaże, jedzenie, muzea, ludzi. Ale tak naprawdę trudno jest opisać to wrażenie, które nie chce mnie opuścić po powrocie. Bo trzeba być i poczuć klimat, luz i niewymuszone piękno tych miejsc, w których byłam. Nie idealizuję Los Angeles, są tam brzydkie rejony, takie, gdzie nie warto się pojawiać. Ale tak jest wszędzie.Tacos i guacamole śnią mi się po nocach. Przed oczami ciągle mam palmy i murale na Venice Boulevard. I wspaniałe długie plaże Ocean Beach.
 Zieleń, która aż szczypie w oczy.
 
Nieznajomi mówią ci 'cześć' na ulicy, uśmiechają się, pytają "jak się masz?". I nie wypada odpowiedzieć inaczej jak "dobrze". Może to rodzaj uprzejmości, przez którą zarzuca się Amerykanom powierzchowność. Pewnie tak, bo nikogo nie interesuje, czy akurat boli cię głowa. Ale ten sposób bycia sprawia, że jednak łatwiej nawiązuje się relacje, ludzie są uśmiechnięci i otwarci. I brakuje mi tego na polskiej ulicy, gdzie podobne zachowanie zostałoby odebrane co najmniej jako dziwne. 

I tak, jak zaraźliwy jest uśmiech i łatwość rozmowy tam, tak tutaj zaraźliwe jest odwracanie wzroku i obojętność, chociaż wiem, że ta pani jest z mojego bloku, a tamten chłopak pracuje w tym samym budynku. Może to wina braku słońca, które w Kalifornii świeci przez większość dni w roku? Wiem o tym, że potrzebuję słońca i morza. Widok palm i zieleni mnie uspokaja. 

A może trzeba znaleźć sobie własne słońce. Które będzie świecić niezależnie od pogody. I mieć taką własną Kalifornię. Codziennie.







"Why you don't write anything on the blog? Write about California."

***

Today it's been nine days since I returned from the United States. Actually, one of them - what is important, because it is said to be different from the rest of America. Two weeks was enough for me to love California as much as only a few places on Earth.

And asked about what I liked so much there, I say towns, beaches, food, museums, people. But it's really hard to describe the impression that has left me yet after coming back home. Because you have to be and feel the climate, the laid back atmosphere and unconstrained, effortless beauty of those places I've visited. I do not idealize Los Angeles, there are ugly places there, where it is not worth to appear at all. But this happens everywhere. Tacos and guacamole I dream of at night. Palm trees and murals on Venice Boulevard. And wonderful long beaches of Ocean Beach. A greenery that pinches your eyes.

 
 
Strangers tell you 'hi' in the street, they smile, they ask "how are you?". And you don't answer otherwise than "I'm fine, thanks". Maybe it's this kind of kindness of courtesy because of which Americans are accused of being superficial. Probably yes, because no one is interested in whether or not your head aches. But this way of being makes relationships easier, people are smiling and open. And I miss it on the Polish street, where similar behavior would be taken at least as strange.


As infectious is the smile and ease of conversation there, so here it is contagious to look away and indifferent, although I know that this lady is from my block and that boy is working in the same building. Maybe it's the lack of sunshine that shines on most days of the year in California? I need sun and sea in life. The view of palm trees and greenery calms me.


But maybe you have to find your own sunshine. That will shine regardless of the weather. And have your own California. Everyday.

* zdjęcia: moje (zakaz kopiowania)

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...